Pierwszą obserwacją, która przybliża do zrozumienia procesu oddychania jest zrozumienie, że Twój oddech jest jak Ty. Zależy w dużej mierze od Twojego zdrowia, temperamentu i stylu bycia na co dzień. Spontaniczność i elastyczność działania sprzyja spontanicznemu, swobodnemu oddechowi. Nawykowe i sztywne działanie sprzyja nawykowemu i kontrolowanemu oddechowi.
Drugim punktem na drodze do bycia w oddechu jest zaakceptowanie, że nie istnieje jeden model prawidłowego oddychania, ze względu na różnorodność ciał, w których oddech próbuje zaistnieć oraz doświadczeń tegoż ciała.
Podobnie jest w praktyce jogi, w której nierzadko skupiamy się na wykonaniu asany w prawidłowy sposób. Prawidłowy czyli jaki? Dla mnie „prawidłowy” jest związany z możliwością dopuszczenia do siebie tego, co czuję w asanie i podążania za tym, bądź świadomym odpuszczeniem pójścia dalej. Trzeba przyjąć, że asana to nie kształt, a funkcja, a co za tym idzie przyznać sobie prawo do poczucia i otworzyć się na odczucie w ciele.
Bo skoro asana to funkcja, to zakresy ruchu w niej są sprawą drugorzędną. Myśląc w ten sposób, rozszerzamy swoją perspektywę na działanie danej asany i jesteśmy gotowi przyjąć, że każdego dnia dana pozycja przynosi co innego, wystarczy oczekiwania zamienić na uważność. Z takie pespektywy, czy to co czuję w asanie może być prawidłowe lub nie? No, nie! Każde odczucie jest ważne i powinno zostać dostrzeżone i „poczute”. Tylko wtedy przybliżam się do lepszego rozumienia pozycji, do zwiększania zaufania sobie, do możliwości zwiększenia zakresu asany, ale też do swobodniejszej praktyki i czerpania z niej przyjemności po prostu dla siebie.
Tak samo jest z oddechem. Nie ma dobrego lub złego oddechu, bo jego charakter zależny jest od naszego samopoczucia. Czyli każdego dnia, ta „prawidłowość” oddechu będzie inna. Kiedy jestem w stresie, mój oddech jest w stresie. Kiedy jestem rozluźniona i spokojna, mój oddech się wycisza a ciało mięknie. Muszę nawiązać relację ze swoim oddechem, porzucając swoje wizje i oczekiwania.
Oddech w jodze
Jako nauczycielka jogi, kiedy myślę o oddychaniu na zajęciach, nie szukam siłowego przejęcia nad nim kontroli i forsowania ciała, by oddychało w taki lub inny sposób. By mój oddech stał się pełniejszy, muszę zacząć od porzucenia nad nim kontroli, a podjąć próbę doświadczania oddechu takim jaki jest, próbę bycia z oddechem i w oddechu, obserwacją jego ruchu i przepływu. Podążam swoją uwagą za oddechem w miejsca, w które czuję, że oddech dociera i próbuję stworzyć dla niego przestrzeń. Kiedy uda mi się zaobserwować oddech bez przeszkadzania mu, kiedy poczuję jego rytm i dam ciału przyzwolenie na decydowanie o kolejnych oddechach, mogę podjąć próbę świadomego spowalniania oddechu, by stawał się dłuższy i sprawienia, by zmieniła się jego jakość. Dopiero kiedy mam ten kontakt, mogę zacząć „bawić” się oddechem pilnując, bym nie stała się dyktatorką a przewodniczką czy facylitatorką dla oddechu.
Myśląc o nauce oddechu, często skupiamy się na samej technice oddechu. Umysł przypomina sobie to, co o oddechu wie i włącza się nam wówczas odtwórczy tryb wykonawcy. Zakładamy wtedy z góry jak ma oddech wyglądać i co mamy poczuć. To nie jest zdrowa relacja z oddechem. Ograniczamy się w ten sposób przed dowiedzeniem się czegoś nowego o sobie i swoim oddechu. Forsujemy nasze ciała, nie słuchamy sygnałów ze strony układu oddechowego czy nerwowego, mówiących, że już starczy, ze potrzeba przerwy. Siłowo rzeźbimy oddech.
Pracując z oddechem, lubię myśleć o tym jak o lekcji oddechu, ale takiej, w której jest przestrzeń do oddechu, w której obserwuję, a oddech płynie. Lekcji podczas której poznaję i zaczynam rozumieć przez doświadczanie. Takiej przestrzeni, w której moja rola jest prawie żadna…a może jednak ogromna! Bo przecież to od mojej woli zależy czy puszczę kontrolę. Trochę jak ze szczeniakiem, którego chcę nauczyć chodzenia na smyczy. Najpierw musi się wybiegać, więc daje mu swobodę i w bezpiecznym miejscu puszczam ze smyczy. Obserwuję jak biega, jak zatrzymuje się i nieruchomieje. Kiedy jego aktywność zmaleje, zaczynam pokazywać mu w jaki sposób możemy razem współpracować. Ja pokazuję, pies reaguje. Jego reakcja zależy od mojego tonu i emocji. Pies „nie słucha”, bo się z nim szarpię, i odwrotnie: szczeniak reaguje, bo nawiązuję relację wskazując dobry dla niego kierunek, za którym pies z chęcią podąża. W ten sposób, bazując na początkowej relacji, z roku na rok pies umie więcej i bardziej współpracuje, sam odnosi korzyści, podczas kiedy moja rola się nie zmienia, a przy tym nasza relacja się pogłębia.
Podobnie jak praktyka jogi, oddech powinien być doświadczeniem, do którego za każdym razem podchodzimy jakbyśmy robili to pierwszy raz. Wtedy jest szansa, że nie wpadniemy w schematyzm, a pozwolimy sobie na spotkanie z oddechem takim, jaki jest tego dnia, pozwalając sobie na spokój, miękkość w ciele i lepszy ze sobą kontakt.
A jakie są Twoje obserwacje w tym zakresie? Czy masz łatwość w odpuszczeniu kontroli nad oddechem? Jak się wtedy czujesz? Czy obserwując oddech podczas praktyki jogi reagujesz na jego zmiany czy automatycznie wiesz co jest dla niego najlepsze?
Dodaj komentarz